niedziela, 2 grudnia 2018

Dlaczego wegetarianie mogą dostać rybę na obiad i nie powinni się temu dziwić

Od 1.01.2020 zapraszam na moją nową stronę Slowasawazne.pl

Wegetarianie pytani, dlaczego nie jedzą mięsa odpowiadają najczęściej, że mięso jest niezdrowe, albo że nie chcą krzywdzić zwierząt. Czasem podają obie przyczyny łącznie. 

Nie zadają sobie przy tym trudu, by uściślić, co w ich mniemaniu znaczy „mięso”. Z tego powodu ściągają na swoją głowę same, głównie rybne, kłopoty, a kiedy te się pojawią, wegetarianie utyskują na głupotę i/lub ignorancję kelnerów, kucharzy i właścicieli restauracji. Czy słusznie?



Kiedy wegetarianie mówią, że nie jedzą mięsa, „w praniu” okazuje się, że nie jedzą ciał zwierząt. Nie jedzą zatem ssaków, ptaków, gadów, płazów, ryb, owadów i wszelkich innych organizmów, które zaliczają się do Królestwa zwierząt.

W zderzeniu z tradycją kulinarną Polski i wielu innych krajów, stwierdzenie, że nie je się mięsa, nie wystarczy, żeby na talerzu nie wylądowały przyrządzone fragmenty zwierząt. Przyczyna jest prosta: w języku kulinarnym „mięso” oznacza tylko ciała lub części ciała ssaków i ptaków. Nie trzeba być szczególnie bystrym, żeby się w tym zorientować. Wystarczy przeczytać spisy treści paru tradycyjnych książek kucharskich i przekartkować przepisy. 

Na wcale nie tak wąskim marginesie naszych rozważań zauważyć należy, że zdarzają się także hardkorowi zwolennicy mięsa, którzy za mięso uważać będą tylko ciała ssaków. W takiej sytuacji wegetarianin może spodziewać się nie tylko ryby, ale i kurczaka. Są też i tacy kucharze, czy gotujący członkowie rodziny, którzy za mięso uznają dopiero konkretny jego kawałek w postaci kotleta czy sznycla. Kostka rosołowa, na której ugotowali zupę lub skwarki, którymi okrasili pierogi, nie będą im się kojarzyły z mięsem i  zostaną zaproponowane wegetarianinowi z czystym sumieniem i bez złośliwości.

Jeśli niewegetarianie nie są wystarczająco bystrzy, by załapać o co chodzi w wegetarianizmie, to niestety tym bardziej ten sam zarzut można sformułować pod adresem wegetarian, którzy - nie wiedzieć czemu - dziwią się sposobowi myślenia powielanemu przez lata tradycji i tysiące tradycyjnych książek kucharskich i miliony ludzi wokół nich. Może zamiast przewracania oczami na kolejną propozycję ryby, mogliby przestać mówić, że nie jedzą mięsa, tylko unikając łatwego nieporozumienia, wyjaśnić innymi słowami co jedzą, a czego nie jedzą. 

Swoją drogą, jeśli twierdzą, że nie chcą krzywdzić zwierząt, to zamiast stronić od samych ciał zwierząt, mogliby przyjrzeć się produkcji mleka i jajek. Wtedy wyjaśnienie w restauracji mogłoby być jeszcze łatwiejsze (choć nie zawsze) i brzmiałoby: jem same rośliny.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz