niedziela, 25 lutego 2018

Nieuchwytna

Od 1.01.2020 zapraszam na moją nową stronę Slowasawazne.pl

"Po brawurowej ucieczce przez miesiąc skutecznie unikała ujęcia" - donosił Polsatnews

"Uciekła i jest nieuchwytna"  - "Jej tropiciele oceniają, że jest szybka i świetnie radzi sobie w zaroślach" - "Na miejsce pojechał weterynarz z myśliwym, którzy mieli zatrzymać zwierzę" - "Krowie udało się zbiec podczas próby załadunku do transportu" – informował TVP Info.

Z podziwu nie mógł wyjść polityk Paweł Kukiz, który – jeszcze przed śmiercią zwierzęcia - nazwał krowę „bohaterką” i „twardzielką”. Na swoim Facebooku pisał, że "uciekała bohatersko i wpław przedostała się na wyspę (...) nie uległa strażakom i wciąż trwa na polu walki". Kukiz przyznał się, że nie jest wegetarianinem, ale "hart ducha i wola walki o życie tej krowy jest nie do przecenienia". Postanowił "dać jej gwarancję" dożycia emerytury i naturalnej śmierci w gospodarstwie agroturystycznym.

Gdy było już po wszystkim, Strefa Agro obwieściła, że "złapana po kilkugodzinnej obławie ze stresu padła w transporcie”.

Bohaterka narodowa, ukrywająca się w lesie partyzantka, inteligentny zbieg z transportu do celi śmierci, a może bohaterka spaghetti westernu? Tak snuto opowieść o hodowanej na mięso krowie rasy Limousine, która nie dość, że uciekła ze skupu, gdzie hodowcy sprzedają zwierzęta na rzeź, to przez miesiąc nie dawała się złapać i mieszkała na wyspie Jeziora Nyskiego w województwie opolskim. Jej historią zainteresowały się także media zagraniczne, takie jak The Independent, Huffington Polst, czy BBC news.

Jakby pochwał było mało, starosta opolski w relacji filmowej Faktu skonstatował: „dzielna krówka, taki nasz komandos powiatowy”. Kiedy jeszcze żyła, zadeklarował, że odkupi ją od właściciela i zapewni utrzymanie do naturalnej śmierci w rezerwacie dla koni, ze środków z programu bioróżnorodności.



Ironia losu tej krowy polega na tym, że śmierć zastała ją w momencie, gdy postanowiono już jej nie zabijać. Umarła, gdy złapano ją tylko po to, by zapewnić transport do miejsca, w którym miała żyć długie lata.

Na ironię kulturową zakrawa fakt, że krowie chciano „darować” życie, tak jakby wcześniej utraciła do niego prawo robiąc coś złego. Postanowiono „nagrodzić” ją odwołaniem transportu do rzeźni, bo wykazała się determinacją, wytrzymałością, samodzielnością, wzbudziła skojarzenia z walką o wolność. 

Innymi słowy, wszystkie krowy, które nie wyrwały się pracownikom skupu i nie uniknęły transportu do rzeźni już jak najbardziej „zasługiwały” na śmierć. Nie były „twardzielkami”, nie zauważył ich więc jedzący zwierzęta polityk czy starosta i nie przyznał „nagrody”. 

Wszystkie krowy hodowane na mięso i dla mleka, oraz inne zwierzęta hodowane na mięso, dla mleka czy dla jajek są dla mediów przezroczyste, jeśli same nie uciekną spod noża. Dla żądnego sensacji dziennikarza nie mają cech indywidualnych, zlewają się w masę, która bezwolnie daje się eksploatować. Jedzący zwierzęta polityk doceni je co najwyżej na talerzu. Czy media w ogóle mówią o eksploatacji zwierząt? Czy politycy interesują się tym tematem, choćby w kontekście legislacji? Tak, ale pod jednym warunkiem: rozmowa nie może wychodzić poza kwestię metod eksploatacji. Słowo "humanitarny" odmieniane przez wszystkie przypadki musi iść w parze z chowem, hodowlą i ubojem. Podważanie samej eksploatacji jest nie na miejscu.

W retorykę "darowania" życia zwierzętom, którym życie jest rutynowo odbierane, wpisuje się coroczne „ułaskawienie” jednego indyka (co za szczodrość!) przez Prezydenta Stanów Zjednoczonych przed Świętem Dziękczynienia. W tle tej uroczystości jest oczywiście hodowla i rzeź ponad 40 milionów indyków, które lądują na stołach Amerykanów jako danie nr 1 Thanksgiving Day. I tak, jak w społecznej percepcji nie ma sprzeczności pomiędzy „ułaskawieniem” jednego indyka i zabiciem milionów jego ziomków, tak i darowanie życia jednej krowie współistnieje ze zgodą na zabijanie milionów innych krów.

Ironia historii tej krowy jest zatem również taka, że im bardziej ona sama staje się (na krótko) gwiazdką mediów, tym bardziej pod każdym względem podobne do niej zwierzęta, które cierpiały na fermach a potem pojechały do rzeźni, pozostają (na długo) niewidoczne, nieważne, zapomniane. Jej historia nie jest dźwignią, która podnosi temat krzywdzenia zwierząt, lecz pretekstem do rozmowy o tym, co doceniamy u ludzi (determinację, hart ducha, itp.). Ona sama nie jest podmiotem własnej historii lecz przedmiotem historii naszej. 

Swoją drogą, biorąc pod uwagę jak krótkie medialne życie mają takie historie, nawet gdyby krowa przeżyła, a my przeżylibyśmy medialnie szczęśliwy finał oglądając zdjęcia krowy w rezerwacie starosty, jestem prawie pewna, że żaden dziennikarz nie zaglądnąłby za miesiąc, ani tym bardziej za rok, by sprawdzić, czy krowa nadal korzysta ze środków funduszu bioróżnorodności. 

Media mediami, ale branża reklamowa wspierająca eksploatację zwierząt, regularnie robi jeszcze bardziej zadziwiający manewr: zamienia ofiary w radosnych ochotników. Tworzy mit krów ochoczo dających mleko, indyków radośnie oddających mięso. Mit otacza nas w dziesiątkach tysięcy odsłon i akceptujemy go bezrefleksyjnie. Gdybyśmy poświęcili mu chwilę refleksji musielibyśmy uznać, że został stworzony przez psychopatę i mielibyśmy chyba złe zdanie na własny temat, że ulegliśmy takiemu złudzeniu.

Ostatnio natknęłam się na logo francuskiej firmy produkującej sery – „La vache qui rit” - śmiejąca się krowa. Czy śmieje się ona z tego, że jest regularnie sztucznie zapładniana i rodzi cielęta, które są od niej szybko zabierane, by laktacja mogła zostać komercyjnie wykorzystana? Czy jest szczęśliwa z selekcji hodowlanej, która sprawia, że jej wymiona są tak wielkie, a laktacja trzy razy większa niż laktacja jej przodkiń żyjących 100 lat temu? Czy cieszy się z chorób wymienia, które są tego rezultatem, czy chichra się na samą myśl, że odebrane jej dzieci skończą tak jak ona lub pojadą do rzeźni na cielęcinę? A może tarza się ze śmiechu wyobrażając sobie własny transport do ubojni?

Eksploatacja zwierząt, a więc krzywdzenie ich, zadawanie im fizycznych i psychicznych cierpień oraz odbieranie życia w ramach biznesowego planu byłaby może usprawiedliwiona, gdyby produkty takie jak mleko, jaja czy mięso były nam niezbędne do życia. Rzecz w tym, że nie są. Możemy zaspokoić głód, zapotrzebowanie na składniki odżywcze, a nawet zadowolić podniebienie na tysiące różnych sposobów, stosując dietę roślinną. Możemy nosić wygodne i ładne ubrania bez skóry, wełny czy futer. Jeśli podważamy niepotrzebne krzywdzenie psów i kotów, nie pozostaje nam nic innego jak podważyć niepotrzebne krzywdzenie krów i indyków (i wielu innych zwierząt, które są zdolne do cierpienia, i którym – jak mówił filozof Tom Regan – nie jest wszystko jedno, co dzieje się z nimi w świecie). 

Sprzeciw wobec eksploatacji zwierząt musi zacząć się na poziomie serca i sumienia każdego z nas. Musi dotyczyć indywidualnych zwierząt, ale nie może obejść się bez uogólnienia. Jeśli mój pies, to wszystkie psy. Jeśli krowa z Jeziora Nyskie, to wszystkie krowy. Jeśli ochrona zwierząt domowych, to weganizm wobec wszystkich zwierząt. W przeciwnym razie, wobec czujących istot będziemy dysponować tylko powierzchownym wzruszeniem i faktyczną akceptacją krzywdy na ogromną skalę, której częścią jesteśmy dziś głównie przez brak głębszej refleksji.



Czytaj dalej:

  • "Komandoska" relacja Faktu (link)
  • Jak to jest z krową mleczną (link
  • Ile indyków ginie na Święto Dziękczynienie? (link)
  • O Tomie Reganie – amerykańskim filozofie, twórcy teorii praw zwierząt (link)
  • Stanowisko Academy of Nutrition and Dietetics (dawniej American Dietetic Association) na temat diet wegetariańskich (w tym diety wegańskiej) (link)
  • La vache qui rit (link do logo)




niedziela, 4 lutego 2018

Animal Rights: Abolitionist Approach - recenzja

Od 1.01.2020 zapraszam na moją nową stronę Slowasawazne.pl

Tym razem na moim blogu wpis gościnny. Moja koleżanka Janina Cuper, która interesuje się prawami zwierząt w ujęciu amerykańskiego prawnika i filozofa profesora Gary'ego Francione'a napisała recenzję książki Francione'a i Anny Charlton prawniczki i wieloletniej aktywistki na rzecz praw zwierząt.

  • Jaka jest różnica między podejściem dobrostanowym (welfare) a prawami zwierząt?
  • Jakie jest podstawowe prawo (moralne) czujących istot - ludzi i nie tylko - w abolicjonistycznej teorii praw zwierząt?
  • Dlaczego system, w którym ludzie mają prawo własności do zwierząt ma dramatyczne konsekwencje dla zwierząt?
  • Dlaczego autorzy krytykują kampanie dobrostanowe, czyli takie, gdzie atakowany jest sposób wykorzystywania zwierząt (np. przycinanie dziobów), a nie kwestionuje się samego wykorzystywania zwierząt?

Książka odpowiada m.in. na takie pytania, a poniższa recenzja podsumowuje najważniejsze zagadnienia książki. 



Podejście abolicjonistyczne do praw zwierząt

Ruch prozwierzęcy jest pozornie jednolity. W rzeczywistości nie wystarczy działać na rzecz zwierząt, by mieć ten sam cel, nie wystarczy też przyjęcie tego samego celu, by zgadzać się co do środków do jego osiągnięcia. Teoretyczne podstawy ruchu na rzecz zwierząt można podzielić na welfaryzm i prawa zwierząt[1]. Welfaryzm zyskał popularność w 1975 roku wraz z wydaniem „Wyzwolenia zwierząt” Petera Singera. Różnice w podejściach są znaczące – zwolennicy welfaryzmu widzą problem wyłącznie w cierpieniu zwierząt, więc sprzeciwiają się hodowli masowej, często za to promując małe hodowle. Istnieje kilka teorii praw zwierząt. Wszystkie one odnoszą się poza kwestią cierpienia, również do kwestii pozbawiania życia i wykorzystywania.

Najbardziej znanymi teoriami praw zwierząt są teoria Toma Regana, przedstawiona w wydanej w 1983 roku książce The Case for Animal Rights i teoria Gary’ego Francione’a, przedstawiana w różnych jego książkach, a zebrana i szczegółowo opisana w ostatniej – napisanej razem z Anną Charlton – Animal Rights: The Abolitionist Approach.

Animal Rights: The Abolitionist Approach ma głównie charakter opisowy – przedstawia w sposób usystematyzowany teorię abolicjonistyczną w kontekście praw zwierząt. Autorzy odpowiadają też na stawiane im zarzuty i polemizują z podejściem welfarystycznym. Książka składa się z sześciu rozdziałów – w każdym z nich opisana jest jedna zasada abolicjonizmu. Każdy rozdział zaczyna się od krótkiego streszczenia informacji na temat zasady, w dalszej części zasada jest omówiona, na koniec jest podsumowana i uzupełniona o listę proponowanych książek i artykułów, w których można znaleźć dodatkowe informacje. Poza zasadami autorzy dołączyli artykuł napisany przez G. Francione’a w 2012 roku na temat logiki i racjonalności w aktywizmie prozwierzęcym i religii w kontekście abolicjonizmu. 

Celem książki Animal Rights: The Abolitionist Approach jest wykazanie konieczności zmiany postrzegania zwierząt – w zwierzętach pozaludzkich musimy zobaczyć pozaludzkie osoby[2]. To co G. Francione i A. Charlton nazwali „rewolucją serca” (revolution of the heart) zaczyna się na poziomie indywidualnym, od przejścia na weganizm, a nie jedynie od ograniczenia jedzenia mięsa. Weganizm[3]  jest tym, do czego zobowiązuje nas sprawiedliwość i bycie w porządku wobec zwierząt pozaludzkich. Weganizm wynika z tego, że nie mamy żadnego moralnego usprawiedliwienia do wykorzystywania zwierząt do naszych celów, jakkolwiek „humanitarnie” byłyby one traktowane, ponieważ produkty pochodzenia zwierzęcego nie są niezbędne w diecie człowieka[4] . W dzisiejszych czasach można też bez większych problemów kupić wegańskie ubrania i kosmetyki. Kolejnym krokiem do celu jest przekazywanie innym informacji o weganizmie, wykorzystując okazje, które zdarzają się codziennie, na przykład w sklepie czy autobusie. Jest to, jak słusznie zauważają autorzy, trudniejsze od wpłacenia pieniędzy na konto organizacji aktywistycznej i założenie, że inni zrobią to za nas.

Pierwsza zasada omawiana w książce dotyczy zagadnienia własności: Abolicjoniści utrzymują, że wszystkie czujące istoty (sentient beings), ludzkie i pozaludzkie, mają jedno prawo – podstawowe prawo do niebycia traktowanym jako własność innych. G. Francione i A. Charlton uważają, że traktowanie zwierząt jako własność uniemożliwia branie ich interesów na poważnie i sprowadza ich wartość do wartości ekonomicznej. Dzieje się tak dlatego, że interesy tego, kto jest posiadany (tutaj zwierzęcia) są porównywane z interesami tego, kto posiada, czyli człowieka, a posiadany jest zawsze na straconej pozycji. To właściciel ustala, jaką wartość ma dla niego własność – zwierzę. Przykładowo, psa można traktować jak członka rodziny, dbać o jego zdrowie, zabierając do weterynarza, karmić go najwyższej jakości jedzeniem i okazywać mu czułość. Psa można również uwiązać na łańcuchu i ignorować jego wszystkie potrzeby, poza dostarczaniem takiej ilości jedzenia, by nie umarł z głodu.

Traktowanie jako własność, odnawialne zasoby, oznacza, że ktoś inny – właściciel (człowiek, organizacja, czy państwo) ma ostatnie słowo, jeśli chodzi o ocenę, ile warte są interesy posiadanego zwierzęcia. Sytuacja zwierząt jest pod tym względem podobna do sytuacji, w której znajdowali się niewolnicy. Niewolnictwo również uniemożliwiało szanowanie interesów niewolników i chroniło ich właścicieli na przykład uniemożliwiając niewolnikowi pozwanie właściciela za nieprzestrzeganie prawa względem niego.

Obecnie uważa się, że niewolnictwo jest nieetyczne, ponieważ niewolnik staje się tylko środkiem do celu innych, jest redukowany do rzeczy. To powoduje, że zostaje on wyłączony z kręgu moralnego. I nie ma znaczenia, w jakich warunkach przebywa niewolnik – wykorzystywanie niewolników, nawet jeśli byliby to najszczęśliwsi ludzie na ziemi, jest niemoralne.

Czym więc różnią się zwierzęta pozaludzkie od ludzi, co usprawiedliwiałoby tak różne traktowanie? G. Francione i A. Charlton argumentują, że nie ma moralnych podstaw do usprawiedliwienia tak różnego traktowania. Istnieje ono dlatego, że to człowiek arbitralnie zdecydował, że znaczenie moralne będzie mieć zdolność do używania języka symbolicznego, a nie umiejętność latania czy echolokacji. Te umiejętności są jednak bez znaczenia przy decydowaniu czy ktoś powinien być traktowany jako własność czy nie. Autorzy twierdzą, że zdolności do odczuwania i unikania cierpienia są w tej kwestii wystarczające, bo świadczą o chęci kontynuowania życia, które jest wartościowe dla każdej istoty, niezależnie od tego, jakie zdanie mają inni na ten temat. Do tego odnosi się zasada czwarta: Podejście abolicjonistyczne łączy status moralny zwierząt wyłącznie ze zdolnością do odczuwania (sentience), nie z żadnymi dodatkowymi zdolnościami poznawczymi; wszystkie czujące istoty są równe, gdy chodzi o prawo do niebycia wykorzystywanymi jedynie jako źródło korzyści.

W drugiej zasadzie przedstawione są praktyczne konsekwencje uznania zwierząt za osoby pozaludzkie i nadania im praw do niebycia własnością innych: Abolicjoniści utrzymują, że przyznanie tego jednego podstawowego prawa oznacza, że konieczne jest zniesienie, a nie jedynie regulowanie, zinstytucjonalizowanego wyzysku zwierząt i że abolicjoniści nie powinni popierać reform welfarystycznych i kampanii jednotematycznych (single-issue campaign). G. Francione i A. Charlton krytykują prowadzone przez organizacje aktywistyczne kampanie welfarystyczne i kampanie jednotematyczne. Abolicjoniści odrzucają kampanie jednotematyczne, czyli kampanie, które wyróżniają pewne formy wykorzystywania zwierząt, sugerując, że są one gorsze niż inne, przez co dają do zrozumienia, że pozostałe formy wykorzystywania są do zaakceptowania. Kampanie jednotematyczne, jak i kampanie welfarystyczne – na przykład kampania mająca na celu wymuszenie zmian sposobu zabijania kur na bardziej „humanitarne” zagazowanie – są kontrproduktywne, ponieważ poprawiając wizerunek hodowli, powodują, że ludzie czują się usprawiedliwieni jedząc produkty pochodzenia zwierzęcego.

Dwie ostatnie zasady wychodzą poza kwestię samych zwierząt. Zasada piąta przedstawia szowinizm gatunkowy, czyli dyskryminację ze względu na gatunek, w kontekście szerzej pojętej dyskryminacji: Abolicjoniści sprzeciwiają się wszystkim formom dyskryminacji ludzi, w tym dyskryminacji ze względu na rasę, płeć, orientację seksualną, wiek, niepełnosprawność i pozycję społeczną – tak, jak sprzeciwiają się dyskryminacji ze względu na gatunek. G. Francione i A. Charlton zdecydowanie potępiają kampanie prozwierzęce wykorzystujące kobiety jako obiekty seksualne i seksistowskie kampanie antyfutrzarskie, które – jak twierdzą – są głównie okazją do wyrażenia za pomocą wyzwisk nienawiści wobec  kobiet noszących futra.

Zasada szósta odnosi się do przemocy: Abolicjoniści uznają zasadę niestosowania przemocy za główną zasadę ruchu praw zwierząt.

Jeśli chodzi o formalną stronę książki, warto zwrócić uwagę na okładkę. Została ona zaprojektowana przez angielską artystkę i aktywistkę Sue Coe. Sue Coe w swoich pracach porusza m. in. tematy okrucieństwa wobec zwierząt, wojny, AIDS i wyzysku ludzi. Na okładce w sposób symboliczny przedstawiła dyskryminację ze względu na gatunek, rasę i płeć. Drobną wadą książki jest niezgodność stron podanych w spisie treści z ich numeracją w drugiej części książki. Nie są to jednak znaczące różnice.

Animal Rights: The Abolitionist Approach  warto przeczytać z wielu powodów. Jest  to jedyna książka, która w pełni przedstawia podejście abolicjonistyczne do praw zwierząt. G. Francione i A. Charlton zebrali w jednym miejscu główne idee podejścia, które G. Francione rozwijał we wcześniejszych swoich pracach przez 30 lat. Dodatkowo, dzięki przejrzystej strukturze książki i prostemu językowi, stosunkowo skomplikowany temat staje się przystępny. Mimo że książka Animal Rights: The Abolitionist Approach została wydana na razie jedynie w języku angielskim, przeciętna znajomość tego języka wystarcza do jej zrozumienia. Dodatkowa literatura pozwala czytelnikom i czytelniczkom na zdobycie informacji na szczególnie interesujący ich temat.

Teoria i poglądy G. Francione’a są jednymi z ważniejszych w ruchu prozwierzęcym. Nawiązania do jego prac są liczne i różnorodne – od skrajnie negatywnych reakcji do bardzo pozytywnych. Często jego poglądy są przedstawiane w sposób zdeformowany, zarówno przez zwolenników jego teorii, jak i przez osoby ją krytykujące. Z tych powodów uważam, że każdy, kto interesuje się ruchem na rzecz zwierząt, powinien przeczytać Animal Rights: The Abolitionist Approach. Ze względu na wszechstronność teorii abolicjonistycznej i liczne analogie między szowinizmem gatunkowym i innymi formami dyskryminacji, książka ta będzie również wartościowa dla osób interesujących się prawami człowieka i przemocą.

Książka Animal Rights: The Abolitionist Approach powinna zostać przeczytana przez osoby uważające, że skoro aktywiści na rzecz zwierząt mają ten sam cel – spowodowanie zmniejszenie spożycia mięsa – to wszyscy powinni działać razem i się nawzajem wspierać. Tak jednak nie jest. Zarówno formy działania, jak i cele są różne u abolicjonistów i u (nowych) welfarystów. Książka G. Francione’a i A. Charlton te różnice przedstawia.

Janina Cuper

Przypisy:

 1. G. Francione wyróżnia również nowy welfaryzm, czyli stosowanie sposobów działania welfarystów, zakładając, że te działania doprowadzą do zakończenia wykorzystywania zwierząt, czyli do celu abolicjonistów.
2. Pojęcie osoby odnosi się do kogoś, kto liczy się moralnie i czyje interesy muszą być brane pod uwagę. 
3.Według definicji the Vegan Society weganizm oznacza sposób życia, który stara się wykluczyć, jak tylko to możliwe i praktyczne, wszystkie formy eksploatacji i okrucieństwa wobec zwierząt dla celów produkcji żywności, odzieży czy jakichkolwiek innych celów.” (http://empatia.pl/blog/2014/11/15/weganski-starter-empatii/).
4. Co potwierdza m.in. stanowisko Amerykańskiego Stowarzyszenia Dietetycznego, po polsku dostępnego tutaj: empatia.pl/ada.



Informacje o książce:
Gary L. Francione i Anna Charlton
Exempla Press
Rok wydania: 2015
147 stron

Czytaj dalej:
- blog G.Francione'a (link)