niedziela, 27 maja 2018

Zwierzę wciąż jest rzeczą

Od 1.01.2020 zapraszam na moją nową stronę Slowasawazne.pl

1.
Surowiec do dalszej obróbki pochodzi wyłącznie od najlepszych, starannie wyselekcjonowanych hodowców drobiu. Nasze relacje z dostawcami oparte są na wzajemnym zaufaniu w oparciu o długoletnią współpracę. Gwarantuje to najlepsze korzyści dla naszych klientów - świeży towar, płynność dostaw, najlepszą jakość.

To prezentacja firmy "drobiowo.pl Zakład rozbioru drobiu"

A teraz jeszcze raz, innymi słowami, z pominięciem marketingu, a z uwzględnieniem mniej przyjemnych szczegółów zaplecza tej sytuacji. „Zakład rozbioru drobiu” to miejsce, w którym ćwiartuje się zabite w rzeźni kury, kaczki, gęsi i indyki. Czasem taki zakład jest połączony z rzeźnią, choć nie zawsze tak jest. Drobiowo.pl przedstawia nam swoich dostawców, którymi są ubojnie, zatem możemy się domyślić, że sam ubojni nie posiada. „Surowcem do dalszej obróbki” są ciała zwierząt. „Obróbka” to poćwiartowanie tych ciał w taki sposób, by uzyskać elementy wymienione w zakładce „Oferta”, a więc np. „kurczak tuszka”, „skrzydełka kurczaka”, „noga z kurczaka” czy „porcja rosołowa”. Jak stwierdza opis na stronie, „świeży towar”, czyli zgrabnie poćwiartowane ciała, mogą od Drobiowo.pl zakupić klienci. Kim są klienci? Prawdopodobnie hurtownie albo sklepy, być może restauracje. Z kolei ich klientami będą osoby fizyczne, indywidualni konsumenci tychże ciał. 

2.
Brakowanie krów mlecznych jest jednym z głównych czynników decydujących o opłacalności produkcji mleka. Zbyt wysokie wartości tego wskaźnika wpływają niekorzystnie na ostateczny wynik ekonomiczny.Brakowanie można podzielić na dwie zasadnicze kategorie: ekonomiczne i biologiczne. To pierwsze jest świadomym działaniem hodowcy wynikającym z selekcji i mającym na celu podniesienie wartości hodowlanej stada. Natomiast drugie jest niezamierzone, do którego zmusza wynikająca z różnych przyczyn niezdolność do dalszej produkcji.

To fragment artykułu ze strony farmer.pl.

A teraz jeszcze raz, trochę innymi słowami. „Brakowanie” w żargonie hodowlanym oznacza pozbycie się zwierzęcia niespełniającego się w roli, którą przypisał mu hodowca. „Krowa mleczna” też należy do żargonu hodowlanego, tyle że jest to słowo, które weszło do powszechnego obiegu do tego stopnia, że nawet wykształceni ludzie często myślą, że krowa „daje mleko” (tak jak chmura deszcz). Prawda jest taka, że krowa ma mleko dokładnie z tego samego powodu co każdy inny ssak – w wyniku ciąży i porodu. Różnica między krową a np. kotką jest jednak taka, że selekcja hodowlana ukierunkowana na produkcję mleka sprawiła, że laktacje krowy są parokrotnie większe niż byłyby bez tej selekcji. Niemniej laktacje wciąż wymagają płodności, zapłodnienia, ciąży i porodu. Jeśli krowa nie wytwarza (po porodzie) zamierzonej przez hodowcę ilości mleka, wówczas obniża „wartość hodowlaną stada”, co stanowi dobry powód do tego, żeby się jej pozbyć. Dobrym powodem jest też na przykład problem krowy z zajściem w ciążę. Bez tego nie będzie mleka i zysku. Krowa, która nie może być środkiem do celu (zysku) staje się darmozjadem. Na czym polega pozbycie się zwierzęcia gospodarskiego nienadającego się do założonej funkcji? Na wysłaniu do rzeźni. 

3.
Brakowanie niosek w systemie klatkowym jest stosunkowo łatwiejsze ze względu na niewielką ilość kur w klatce oraz łatwość ich obserwacji i izolowania. W chowie na ściółce i to szczególnie przy dużych populacjach drobiu jest to działalność dość pracochłonna, ale niewąpliwe korzyści wynikające z brakowania niosek nie znoszących jaj stanowią argument przemawiający za powszechnym jego wprowadzeniem do praktyki produkcyjne.

To fragment  ze strony portalhodowcy.pl 

I znowu, innymi słowami. Brakowanie kur oznacza dla nich to samo co brakowanie dla krów. Hodowcy robią to z podobnych powodów: pozbywają się kur znoszących mało jaj i obniżających „wartość hodowlaną stada”. Kury hodowane dla jaj są trzymane w małych klatkach lub w dużych pomieszczeniach. W dużych pomieszczeniach jest ich dużo, niemniej zarówno w przypadku klatek jak i dużych hal, hodowcy znaleźli sposób, żeby rozpoznać „darmozjady” i się ich pozbyć, bo najważniejszy jest zysk i konkurencyjność na rynku. 

Zarówno krowy trzymane dla mleka jak kury dla jaj są dla hodowcy/producenta maszynami, które mają osiągać określoną wydajność. W przypadku niesprawnego działania, maszyny idą na złom (czyli w tym przypadku do rzeźni).

4.
Spencer to duży czarny i piękny fryzyjski ogier, który ma wyjątkowo łatwy i przyjazny charakter. Ten ogier ma 4 lata i ma świetną budowę i jest bardzo przystojny. Spencer ma 3 dobre chody i jest w 100% bezpieczny w siodle. Spencer zna ruch i lubi jeździć na szlakach i w las. Łatwe do pokonania przez początkujących i amatorów oraz rodzinę. Spencer ma super charakter i będzie fantastycznym koniem do rekreacyjnej jazdy, ale ma też talent do wyższych poziomów ujeżdżenia!

To ogłoszenie ze strony galopuje.pl 

Innymi słowami, opis konia jak opis samochodu lub motocykla. Atrakcyjny środek transportu i narzędzie rekreacji. Nic dodać, nic ująć. Czy Spencer ma coś do powiedzenia? Może przywiązał się do miejsca, ludzi i zwierząt, gdzie spędził swoje paroletnie życie? Czy był zadowolony, gdy tresowano go do noszenia ludzi na sobie? Co stanie się, gdy przestanie być atrakcyjny dla kolejnego właściciela? Co będzie z nim, gdy nie będzie już zdolny do „3 dobrych chodów”?

5.
Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę.
To pierwszy artykuł polskiej Ustawy o ochronie zwierząt. 

A teraz jeszcze raz, z szerszym kontekstem. Ustawa, której fragment zacytowałam, powstała w 1997 roku i, sądząc po nazwie, powinna mieć na celu ochronę zwierząt. Przytoczony przeze mnie artykuł zdaje się to potwierdzać. 

Niestety, podane wcześniej przykłady działań podejmowanych wobec zwierząt przeczą Ustawie, bo okazuje się, że traktowanie zwierząt jak rzecz, odmawianie im ochrony, właściwej opieki i szacunku jest legalne. Wolno traktować zwierzęta jak surowiec (hodując je na mięso), maszyny (hodując je dla mleka, jaj) czy narzędzie do uprawiania sportu i rekreacji (np. konie). Wolno rozmnażać zwierzęta po to, by ich potomstwo stało się takim samym surowcem, maszyną czy narzędziem jak rodzice. Nie przypadkowo, lecz planowo. Nie z konieczności, lecz by na nich zarobić zaspokajając popyt wynikający ze społecznej akceptacji dla realizowania określonego stylu życia, który zasadza się na eksploatacji zwierząt. 

Społeczna akceptacja dla przedkładania znakomitej większości interesów człowieka nad najbardziej podstawowe interesy zwierząt pozaludzkich to przejaw szowinizmu gatunkowego. Nasz smak, nasze przyzwyczajenia, nasza wygoda, przyjemność czy nasz zysk wydają nam się ważniejsze od zdrowia i życia zwierząt. Żyjemy w społeczeństwie, gdzie szowinizm gatunkowy jest czymś tak oczywistym i wszechobecnym, że aż przezroczystym. Jest wdrażany od najwcześniejszego dzieciństwa (kurczaczek na talerzu, jogurcik w kubeczku), w edukacji szkolną (połącz kreską kurę z jajkiem i krowę z mlekiem; zjedz na stołówce szkolnej kotleta schabowego i zupę zabielaną śmietaną) i utrwalany w całym dorosłym życiu przesiąkniętym szowinistyczną kulturą, reklamą i konsumpcją. 

Szowinistyczna gatunkowo kultura oswaja nas z utowarowieniem zwierząt. Nasz kontakt ze zwierzętami jest najczęściej kontaktem typu konsument – produkt. Ocieramy nasze stopy o zwierzęcą skórę, z której zrobione są buty, jakich tysiące par widzimy regularnie w sklepie. Jemy produkty (mięso, nabiał, jaja), które powstały dlatego, że zwierzęta są traktowane jak surowiec lub maszyny. Korzystamy z rozrywki, rekreacji i sportów, które traktują zwierzęta instrumentalnie – cyrki ze zwierzętami, jeździectwo, wyścigi koni, psów. Uprawiamy hobby polegające na hodowli zwierząt –  tworzymy rasy, gdzie bardziej interesuje nas efekt estetyczny (jakbyśmy lepili figurki z plasteliny) niż zdrowie zwierząt. Wyceniamy, sprzedajemy i kupujemy zwierzęta właśnie jak przedmioty. 

Czy trzeba się wysilić, żeby być szowinistą gatunkowym? Czy trzeba być okrutnikiem? Wręcz przeciwnie, to postawa domyślna, wystarczy płynąć z prądem. Podstawą menu każdej standardowej stołówki czy restauracji są przecież produkty eksploatacji zwierząt. W większości sytuacji dnia codziennego nikt nie zadaje pytań: Dlaczego Pan wciąż je mięso? Dlaczego Pani nie zdecydowała się przestać jeść nabiału? Dlaczego uważasz, że masz prawo nosić skórzane buty? A może wolałby Pan jednak nieskórzaną tapicerkę do samochodu, szkoda zwierząt, prawda? Jeśli ktoś zada takie pytania, to dla większości będzie to wtrącanie się w nieswoje sprawy, niekulturalne zaglądanie do talerza czy szafy. 

Czy moglibyśmy kupować, sprzedawać, konsumować zwierzęta i korzystać z ich eksploatacji, gdybyśmy rzeczywiście byli przekonani, że zwierzę nie jest rzeczą, środkiem do naszych celów, lecz czującą istotą, czyli podmiotem? Najwyraźniej gdzieś nam ta refleksja umyka, a wpływ szowinizmu gatunkowego pozostaje silny i nie do przecenienia.  

Wyjątkiem, który pokazuje naszą zdolność do dostrzeżenia w zwierzętach ich podmiotowości jest weganizm. To wciąż mało popularna odmowa traktowania zwierząt jak rzeczy (surowce, maszyny, narzędzia), sprzeciw wobec eksploatacji zwierząt i wycofanie się na tyle na ile to możliwe w dzisiejszym społeczeństwie z pozycji konsumenta zwierząt (roślinna dieta, odzież bez skór, wełny, futer, rozrywka bez wykorzystywania zwierząt). Wyjątkiem są też adopcje - wyciągnięcie ręki do udomowionych zwierząt bezdomnych, które potrzebują ochrony, opieki i szacunku. 

Czym jest zatem Ustawa o ochronie zwierząt? Czy chroni je przed przedmiotowym traktowaniem? Myślę, że częściowo odpowiedziałam na to pytanie przytaczając przykłady legalnych działań ewidentnie krzywdzących i sprowadzających zwierzęta do roli surowca, maszyny czy narzędzia. Dlaczego tak się dzieje, skoro Ustawa otwiera się tak pozytywną deklaracją żądając opieki, ochrony i szacunku dla zwierząt? 

Trzeba pamiętać, że ustawa nie powstała w kulturowej próżni, lecz w ramach społeczeństwa, w którym szowinizm gatunkowy jest powszechny i – co najważniejsze – gdzie większość deklaruje sympatię wobec zwierząt, a zarazem uczestniczy jako konsumenci w bezwzględnej eksploatacji zwierząt. Ustawa odzwierciedla to pęknięcie pomiędzy deklaracjami a praktyką, oraz proponuje znane skądinąd strategie działania, które sprowadzają się do redukowania złego samopoczucia ludzi zarazem lubiących i konsumujących zwierzęta. 

Artykuł, który zacytowałam jest deklaracją, która zgadza się z naszymi intuicjami. W praktyce deklaracja ta przekłada się na autentyczną ochronę, opiekę i szacunek wobec części zwierząt domowych (tych adoptowanych, zaopiekowanych, w przeciwieństwie do tych hodowanych dla przyjemności, kupowanych jako gadżet czy symbol statusu).  Ustawa w dalszej części odtwarza podział zwierząt według sposobu ich wykorzystywania przez człowieka (domowe, gospodarskie, laboratoryjne, wykorzystywane do celów rozrywkowych, widowiskowych, filmowych, sportowych i specjalnych). Potwierdza więc, że podział ten jest właściwy, niekwestionowany i nadrzędny w stosunku do potrzeb zwierząt związanych z ich ochroną i opieką. 

Przy takim rozdaniu kart wiemy jak nazywa się gra, w którą gramy. Jedną z głównych zasad tej gry jest szowinizm gatunkowy i przedmiotowe traktowanie zwierząt. W jakim zakresie zostanie udzielona zwierzętom ochrona i opieka (o szacunku możemy spokojnie zapomnieć)? W takim, w jakim ochrona i opieka nie będą przeszkadzać w realizacji naszych celów. W społeczeństwie nie ma oczywiście zgody na intencjonalne zadawanie cierpienia i zabijania dla przyjemności samego zabijania (okrucieństwo, sadyzm), natomiast jest pełna zgoda na zadawanie cierpienia i zabijanie w ramach tradycyjnych form eksploatacji według wymienionych w Ustawie kategorii zwierząt. 

Główną strategią podejścia do eksploatacji zwierząt, które prezentuje ta ustawa (zgodnie z powszechnie istniejącymi standardami) jest ustalanie ram i warunków eksploatacji. Sprowadza się to do odpowiedzi na pytania, np.: - ile zwierząt można upchać na metrze kwadratowym powierzchni?; -  jakie zabiegi można wykonać bez znieczulenia?; jak rzadko można usuwać odchody?; jakich urazów, obrażeń i chorób można nie leczyć, żeby nie zwiększać kosztów produkcji?; jakie choroby można dopuszczać, żeby zwiększać wydajność zwierząt-maszyn?; jak długo można eksploatować, żeby się opłacało i kiedy opłaca się już wysłać do rzeźni?; itp, itd. Te warunki utrzymywania zwierząt w trakcie ich eksploatacji to właśnie tzw. dobrostan zwierząt. 

Reasumując, ustawa o ochronie zwierząt jest prawem, które utrwala przedmiotowe podejście do zwierząt, służy do regulacji ich legalnej eksploatacji  (blisko 800 milionów zwierząt lądowych rocznie i niezliczonej liczba ryb słodkowodnych i morskich) i w niewielkim stopniu może być pomocne do karania niewielkiego zakresu przemocy wobec zwierząt, która jest nielegalna (zadawanie cierpienia dla zadawania cierpienia; niektóre przypadki zaniedbań i porzucenia zwierząt domowych, nielegalne zabijanie zwierząt). 

Kuriozalny jest zatem fakt, że Klub Gaja ustanowił Dzień Praw Zwierząt (22 maja) w związku z uchwaleniem tej ustawy. Podstawą praw zwierząt według najważniejszych filozofów zajmujących się tym tematem jest prawo do bycia traktowanym z szacunkiem (prof. Tom Regan) i prawo do niebycia czyjąś własnością (prof. Gary Francione), co w praktyce oznacza odstąpienie od ich eksploatacji. Ustawa o ochronie zwierząt nie ma nic wspólnego z prawami zwierząt, bo akceptuje ich eksploatację. 

Czy można było wtedy i czy można by dzisiaj ustanowić prawo, które respektowałoby prawa zwierząt? Oczywiście że nie. Wciąż obowiązującym paradygmatem jest szowinizm gatunkowy i konsumpcyjny stosunek do zwierząt. Dlatego nie winię twórców o to, że ustawa ma taki kształt. Niemniej ogromnym nadużyciem jest traktowanie jej jakby miała cokolwiek wspólnego z prawami zwierząt. 

Podmiotowe traktowanie zwierząt to jakościowa zmiana w myśleniu o zwierzętach. Podstawowym, niezbędnym warunkiem jest odstąpienie od eksploatacji zwierząt, czyli weganizm. Zaś w odniesieniu do zwierząt domowych będą to adopcje zwierząt. Znaczące zmiany w prawie nie nastąpią dopóki znacząca część społeczeństwa nie weźmie do serca, umysłu i nie zastosuje w praktyce życia codziennego tej prostej zasady, że zwierzę nie jest rzeczą.



----- 
Czytaj dalej:
  • Ustawa o ochronie zwierząt - ochrona zwierząt czy autoportret społeczeństwa (LINK)
  • Dobrostan, czyli brzydkie słowo na D (LINK)
  • Martwy karp, czyli święte prawo konsumenta (LINK)
  • Prawa zwierząt. Do szacunku - Tom Regan (LINK)
  • Animal Rights: Abolitionist Approach - recenzja (LINK)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz