poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Stereotypy o weganizmie: weganizm jest trudny

Od 1.01.2020 zapraszam na moją nową stronę Slowasawazne.pl

Kiedy tylko Stefan otworzył oczy, oblał go zimny pot. To miał być kolejny dzień walki. Heroicznej – dodajmy - walki z apetytem na kurczaka. Walczył tak od dziesięciu lat, odpychając kolejne pokusy. Uciekał przed widokiem mięsa, szerokim łukiem omijał dział jogurtów i serów. W nocy dręczyły go jajecznicowe koszmary. Ale trwał na posterunku. Siła woli była jego tarczą. Smagany pragnieniem boczku, sera żółtego i kefiru tęsknił, ale nie dawał za wygraną. Czy tak wegan postrzegają nieweganie mówiąc: „Ja cię podziwiam, bo ja bym tak nie mógł”?

Karykatura karykaturą, ale wśród niewegan panuje przekonanie, że weganizm jest trudny, bo ma wymagać codziennych wyrzeczeń: weganin Stefan codziennie ma odmawiać sobie produktów odzwierzęcych, które przecież tak bardzo lubił. Ma to przypominać powtarzany w nieskończoność eksperyment z białym niedźwiedziem.  Badacz mówi uczestnikowi eksperymentu: „Masz jedno zadanie - nie myśl o białym niedźwiedziu." I o czym uczestnik będzie teraz myślał przede wszystkim? Jeśli porównalibyśmy weganizm z dietą odchudzającą,  to skoro kogoś, kto się odchudza dręczą wizje czekolady i frytek, weganina na pewno prześladuje smak i zapach ulubionych dań z mięsa, nabiału i jaj.

W tym stereotypie jest ziarno prawdy, ale … tylko ziarno. Przedstawiony obraz weganizmu jest niepełny i zniekształcony. Czego w nim brakuje i co jest przekręcone?

Po pierwsze, dieta roślinna jest tylko częścią weganizmu. Patrząc całościowo, weganizm definiuje się jako postawę szacunku wobec wszystkich zwierząt (poza prostymi organizmami niezdolnymi do odczuwania, takimi jak koralowce). Szacunek ten zdecydowanie wychodzi poza krąg zwierząt domowych. Oczywisty dla większości sprzeciw wobec krzywdzenia psa czy kota rozciąga się po prostu na zwierzęta, które nasza kultura niespecjalnie bierze pod uwagę. Weganizm jest postawą, która łączy poglądy z praktyką podobnie jak szacunek wobec psa łączy sprzeciw wobec krzywdzenia psa z niekrzywdzeniem go. Szacunek nie odnosi się do dokonań, ale do zdolności do odczuwania bólu i do cierpienia. Szacunek wyklucza przemoc, albo bardzo ją utrudnia: możemy mieć opory nawet, kiedy mamy uderzyć w samoobronie. 

Kiedy zdamy sobie sprawę, że krzywdzenie świni, kury czy krowy jest tak samo złe jak krzywdzenie psa, jesteśmy już weganami w sferze poglądów. Dołączenie do tego zachowania, które odzwierciedla te poglądy jest czymś logicznym, zrozumiałym i pożądanym i powinno być tylko kwestią czasu (niezbyt długiego). Oczywiście brak odpowiednich przyzwyczajeń sprawia, że musimy szereg rzeczy na nowo zorganizować, albo przeorganizować, ale jeśli uważamy to za słuszne, to etyczna motywacja pomoże nam szukać i znaleźć odpowiednie rozwiązania. 

Istnieją badania, które podpowiadają, że motywacja etyczna pozwala podtrzymać nasze nowe zachowanie dłużej niż bardziej chwiejne motywacje dietetyczne. Stefan, który przeszedł na weganizm chcąc być fair wobec zwierząt będzie weganinem dłużej (mamy nadzieję, że na dobre), niż Jola, która szuka diety do budowania tkanki mięśniowej czy Marek, która wypróbowuje, która dieta najłatwiej pozwoli mu utrzymać szczupłą, chłopięcą sylwetkę. Wreszcie psychologia pozytywna mówi, że jesteśmy bardziej szczęśliwi żyjąc w zgodzie z naszymi wartościami, a większość z nas nie chce przecież świadomie zadawać zwierzętom cierpienia.
Weganizm to nie tylko dieta, a więc co jeszcze? Szacunek wobec zwierząt skłania nas także do noszenia ubrań, które nie są zrobione ze skóry, wełny futra czy jedwabiu. W drogerii wybieramy kosmetyki i środki czystości niezawierające produktów odzwierzęcych i nietestowane na zwierzętach. Wybierając rozrywkę omijamy cyrk ze zwierzętami, delfinaria, ogrody zoologiczne. Jeździmy na rowerze zamiast na koniach, słoniach czy wielbłądach. Tak jak nie wyobrażaliśmy sobie dotąd jedzenia psów czy noszenia futra z kota, podobnie odnosimy się do produktów z innych zwierząt. Niektórzy mówią, że to nie ma sensu, bo produkty z rzeźni znajdziemy też w asfalcie, gumie i farbach, a lekarstwa są testowane na zwierzętach. To jednak trochę tak, jakby mówić, że nie ma sensu być fair wobec ludzi tam, gdzie to możliwe, skoro zawsze znajdą się produkty wytworzone kosztem wyzysku ludzi w krajach rozwijających się. Tam, gdzie mamy wybór, dokonujmy dobrych wyborów. 

Weganin Stefan odganiający rok za rokiem pokusę boczku, żółtego sera czy kefiru to zniekształcony obraz weganizmu. Stefan nie musi cały czas używać silnej woli nie tylko dlatego, że świnia, krowa czy kura nie różni się dla niego od psa. Jest też tak dlatego, że zachowania, które wykonujemy codziennie, a więc na przykład to, co jemy na śniadanie, obiad czy kolację są nawykami żywieniowymi. Weganin przechodząc na dietę roślinną faktycznie na początku będzie robić rzeczy nowe i będą one wymagać większego wysiłku umysłowego, podobnie jak wybranie nowej trasy z pracy do domu, ale po jakimś czasie, to co nowe stanie się „stare” i wejdzie w nawyk. Wtedy nie będzie wymagać większego myślenia, niż to, co robiliśmy wcześniej.
Reporter gazety New York Times zebrał najważniejsze badania dotyczące nawyków i napisał bestseller przetłumaczony na 31 języków pt. „Siła nawyku”.  Rozbiera w niej nawyk na czynniki pierwsze opisując tak zwaną pętlę nawyku. Nawykowe zachowanie rozpoczyna się wskazówką (może nią być pora dnia), która zachęca nas do podjęcia nawykowego zachowania, a kończy się nagrodą, dla której to zachowanie było zrealizowane. W przypadku jedzenia wskazówką może być właśnie pora dnia, zachowaniem będzie oczywiście jedzenie, a nagrodą – tu możemy się zdziwić – mogą być bardzo różne rzeczy. Najbardziej oczywiste to zaspokojenie głodu, czy zjedzenie czegoś smacznego, ale także dbanie o zdrowie, odstresowanie się, zrelaksowanie się, spędzenie czasu z rodziną czy przyjaciółmi.

Wszystkie te „nagrody” możemy osiągać na diecie roślinnej, warto sobie tylko uświadomić po co w danej chwili sięgamy po jedzenie. Planując dietę roślinną powinniśmy więc znaleźć produkty lub dania, które są sycące, smaczne, zdrowe, przypominają nam nasze „comfort food”, mogą posmakować naszym bliskim czy zaimponować znajomym.  Nie muszą być wszystkim naraz, bo nie zawsze chcemy, żeby spełniały wszystkie te warunki. Sycąca kanapka z hummusem nie musi nadawać się na instagrama, a pyszny koktajl nie musi być równocześnie sycący, i tak dalej. Podobnie rzecz się ma z ubraniami – co innego do uprawiania sportu, co innego do pracy, co innego na uroczysty ślub.
Ponieważ na początku możemy być wciąż pod wpływem starych nawyków, które w momencie wystąpienia wskazówki (określona pora dnia czy napad głodu) mogą dawać o sobie znać, w uczeniu się nowych nawyków bardzo pomoże nam planowanie. A więc na początku faktycznie włożymy trochę pracy, ale potem nasze nowe nawyki będą jak dobrze dopasowane buty (oczywiście nie ze skóry). Jeśli więc wiem, że w ciągu dnia lubię zjeść coś słodkiego, zaplanuję sobie wcześniej słodkie przekąski (np. daktyle, czy gorzką czekoladę). Jeśli wiem, że na obiad chcę zjeść coś bardzo sycącego, zaplanuję i ugotuję lub kupię wypróbowane wcześniej dania. 
Tak więc to, co nieweganom wydaje się trudne, w rzeczywistości stając się nawykiem robi się proste, wręcz automatyczne. Jest jednak inna rzecz, na którą warto zwrócić uwagę. Są to relacje z otoczeniem. Ludzie na wieść o weganizmie Stefana zachowują się różnie. Starzy znajomi się przyzwyczaili, w końcu jest jaki jest już od 10 lat. Niektórzy dzięki niemu też przeszli na weganizm. Są też tacy, którym to przeszkadza – albo nie lubią odmienności, albo obecność Stefana wzbudza poczucie winy, albo mają jeszcze inny powód, którego nie odkryją przed Stefanem. Mogą zachowywać się bardzo uprzejmie albo bardzo nieuprzejmie, czasami złośliwie, czasami protekcjonalnie ("ten Stefan to strasznie wrażliwy"). Właśnie w relacjach międzyludzkich jest czasem więcej trudności niż w zmianie jednych nawyków na inne. Polecam spotkanie z psycholożką Joanną Bylinką-Stoch, które zorganizowało Stowarzyszenie Empatia pt. "Jak być weganinem wśród niewegan?”. Oprócz, dobrej, etycznej motywacji, zwiększonego planowania na samym początku, przyda się nam dawka wiedzy i pozytywnego nastawienia.

Chcesz wiedzieć więcej?
  1. Dietetyczka Virginia Messina o zbawiennym wpływie motywacji etycznej na trwałość przejścia na dietę roślinną (tłumaczenie na język polski na blogu Empatii - link)
  2. Wystąpienie Charlesa Duhigga, autora bestselleru "Siła nawyku" na TED talk (16 minut - link
  3. Kwestia (wegańskiego nawyku), Magda Ulinowicz - recenzja "Siły nawyku" (link)
  4. Mały diagram - jak wykształcać trwałe nawyki (znowu Charles Duhigg) (link
  5. Spotkanie z psycholożką Joanną Bylinką-Stoch "Jak być weganinem wśród niewegan?". Miałam przyjemność współprowadzić i przygotować to spotkanie z Joanną Andrusiewicz. (link)


poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Nie tylko Harambe

Od 1.01.2020 zapraszam na moją nową stronę Slowasawazne.pl

Goryl Harambe zginął naprawdę. 28 maja 2016 roku, na wybiegu ogrodu zoologicznego w Cincinnati. Jednak ogrom reakcji, szczególnie w internecie, dodał tej śmierci wymiaru symbolicznego. Śmierć Harambe symbolem jest jednak niejednoznacznym. Dla jednych smutek i złość z nią związane mówią o ludzkiej fascynacji dzikimi zwierzętami, która czasem (tylko czasem) kosztuje życie zwierzęcia. Dla innych smutek i złość świadczą o ludzkiej dominacji nad dzikimi zwierzętami, która regularnie odbywa się kosztem zwierząt (śmierć Harambe jest tu tylko ekstremalnym przykładem takiego “kosztu”), więc należy tylko zmodyfikować funkcjonowanie ogrodów zoologicznych. Dla części fascynatów zoo, śmierć Harambe kosztem uratowania dziecka była okazją do hejtu skierowanego przeciwko “złej” matce chłopca, a nawet przeciwko nieobecnemu na miejscu zdarzenia ojcu. 

Ponieważ medialne śmierci ikonicznych zwierząt dzieją się w kontekście niemedialnych rzeźni odbierających życie miliardom zwierząt nieikonicznych oraz w związku z faktem, że chłopiec i jego rodzice byli czarni, chcę postawić dodatkowe pytania:
Ilu spośród ludzi opłakujących śmierć goryla w zoo korzysta równocześnie z ogrodów zoologicznych, a ilu jest przeciwnych trzymaniu tam i rozmnażaniu dzikich zwierząt i dlaczego? 

W naszej pamięci, sięgającej dwa pokolenia wstecz (opowieści naszych dziadków i rodziców), ogrody zoologiczne są stałą częścią krajobrazu miejskiego. Można wręcz powiedzieć, że mieszkańcy miast, które nie mają zoo, z zazdrością patrzą na sąsiadów posiadających takie miejsce. Wiadomo, że jeśli chodziła babcia i mama, pójdę i ja. Formy rozrywki i spędzania wolnego czasu często się “dziedziczy” (i wzbogaca tym, co nowe) specjalnie się nad tym nie zastanawiając. A jeśli nas kto zapyta, zawsze mamy dyżurne racjonalizacje: edukacja  - bo na filmie to nie to samo, co zobaczyć słonia na żywo; i ochrona zagrożonych gatunków  -  zadowalamy się deklaracją dyrektorów ogrodów zoologicznych, nie pytając jaki odsetek zwierząt trzymanych w zoo kiedykolwiek trafi na wolność.
Amerykański etolog poznawczy Marc Bekoff podpowiada nam jak moglibyśmy w sposób nieszablonowy podejść do sprawy Harambe. Zamiast rozważać wte i wewte wysokość ogrodzenia, szczelność barierki, możliwość zastosowania środka usypiającego zamiast broni palnej, czy nieostrożność rodzica, Bekoff pyta “Po pierwsze dlaczego Harambe w ogóle był w zoo?” i proponuje zaprzestanie hodowli dzikich zwierząt, stopniowe zamykanie ogrodów zoologicznych i przerzucenie uwolnionych środków na ochronę środowiska naturalnego, gdzie zwierzęta żyją na wolności.

Ile spośród osób opłakujących śmierć Harambe na codzień korzysta z eksploatacji zwierząt, (której częścią jest przecież zabijanie) jedząc mięso, nabiał i jaja?

Nawet gdybyśmy dzięki zoo mieli porządną edukację (zamiast zwykłego zaspokojenia ciekawości), to warto się zastanowić jaką cenę mają za to płacić zwierzęta. Takie pytanie zadają przeciwnicy ogrodów zoologicznych zapominając niestety o kontekście, w jakim pada to pytanie. Większość osób, które chcą pokazać dziecku jak duży w rzeczywistości jest tygrys albo jak słoń macha trąbą, już odpowiedzieli sobie na inne pytanie: jaką cenę mają płacić zwierzęta za ich nawyki dotyczące jedzenia i ubierania się. Jedzą schabowe, na chleb kładą ser żółty, smażą jajecznicę. Noszą skórzane buty i wełniane swetry oraz kurtki obszyte futrem. No dobra, niektórzy zdecydowali się na sztuczne futerko w odpowiedzi na kampanie antyfutrzarskie, ale pozostałych nawyków nie zmienili. Pewnie warto zadać sobie pytanie na ile są to świadome, samodzielne wybory, a na ile “odziedziczony” sposób odżywiania się i ubierania. Pewnie łatwo jest uzmysłowić sobie, że te wybory nie wynikają z okrucieństwa. Niemniej te wybory świadczą o cichym (a czasem głośnym) przyzwoleniu na krzywdzenie zwierząt dla podtrzymania określonego stylu życia konsumentów i określonego sposobu zarabiania na życie hodowców, rzeźników, przetwórców i restauratorów. 

Przeciwnicy ogrodów zoologicznych mogą sami być nieweganami i dzielić zwierzęta na te lepsze (słonie, tygrysy, goryle, przede wszystkim gatunki zagrożone) i te gorsze (hodowane na mięso i dla mleka lub jaj krowy, świnie i kury). Zatem walczą o zamykanie ogrodów, bo współczują zamkniętym w nich zwierzętom i równocześnie korzystają z eksploatacji innych zwierząt, bo … są do tego przyzwyczajeni. 

Jeśli zaś weganie angażują się w publiczny sprzeciw wobec ogrodów zoologicznych, to mają do wyboru dwie drogi: albo zestawią krzywdę zwierząt w przemyśle rozrywkowym i spożywczym jako różne formy tego samego problemu, czyli eksploatacji zwierząt; albo będą udawać (na potrzeby tej kampanii), że szeroki kontekst powszechnej eksploatacji zwierząt nie istnieje i że ogrody zoologiczne są raczej wyjątkiem od reguły dobrego traktowania zwierząt przez społeczeństwo. Dopiero wtedy pytanie “czy edukacja dzieci ma się odbywać kosztem zwierząt w zoo” nabiera sensu. Usuńmy zoo, a edukacja dzieci będzie już przebiegać wzorowo z poszanowaniem zwierząt. A co ze szkolną stołówką serwującą mięso, nabiał i jajka? A co z rodzicami serwującymi w domu to samo? Nie, zoo nie jest wyjątkiem. Raczej wpisuje się w dobrze znaną regułę.  

Czarowanie rzeczywistości nie zmienia jej. Żyjemy w społeczeństwie, którego kultura jest głęboko szowinistyczna gatunkowo (zwierzęta pewnych gatunków traktujemy wyjątkowo źle tylko dlatego, że należą do tych gatunków – “bo to tylko świnia, nie pies”, “bo to tylko kura, nie kot”) i potrzebna jest zmiana paradygmatu, a więc na początek podważanie jego podstaw (tak jak podważa się rasizm czy seksizm). Dokoptowanie dzikich zwierząt z zoo do obecnej grupy “pupilów” (przede wszystkim psów i kotów) tylko wzmacnia jako “słuszną” zasadę dzielenia zwierząt na pupilów i grupę, którą można wykorzystywać i krzywdzić. Jako błąd wskazuje się wtedy tylko zaliczenie niektórych gatunków do niewłaściwej grupy. 

Ilu spośród ludzi złych na rodziców chłopca, który dostał się na wybieg Harambe, pochopnie oskarżyło ich o patologię rodzinną tylko dlatego, albo głównie dlatego, że rodzina ta była czarna? 

Obywatelka Cincinnati utworzyła petycję "Justice for Harambe" skierowaną do dyrektora zoo, w którym zginął Harambe oraz do służb zajmujących się ochroną dzieci w hrabstwie Hamilton. Trzy dni po wypadku było pod nią ponad 350 tysięcy podpisów, potem tempo podpisywania zwolniło, ale i tak liczba blisko 512 tysięcy osiągnięta wczoraj jest duża. Nie powiem "imponująca", bo ta petycja w ogóle mi nie imponuje. Wbrew zapewnieniom autorki, wygląda dokładnie jak polowanie na czarownice. Po pierwsze, oskarżenie pada wobec obydwojga rodziców, choć na miejscu zdarzenia była tylko matka z trójką pozostałych dzieci. Po drugie, oskarżenie jest nieuzasadnionym uogólnieniem: incydent jest od razu zaklasyfikowany jako zaniedbanie (a nie wypadek) i włączony w szerokie spektrum rzekomej patologicznej sytuacji w domu dziecka. Autorka petycji żąda zbadania środowiska rodzinnego, aby uchronić (sic!) dziecko i jego rodzeństwo (sic!) od dalszych (sic!) przypadków zaniedbania przez rodziców. Oświadczenie prokuratora hrabstwa Hamilton o odstąpieniu od postawienia zarzutów matce i pomyślna wizyta pracowników opieku społecznej zostały przyjęte przez autorkę petycji z niezadowoleniem! Przecież ona wiedziała od samego początku jak się rzeczy mają. Wielu zadaje pytanie czy kolor skóry oskarżanej rodziny miał znaczenie dla pochopności tego oskarżenia.
Przy okazji śmierci Harambe i niewątpliwie w związku z faktem, że chłopiec, który wpadł na wybieg goryla był czarny, pojawiło się też hasło All Lives Matter – szczególnie na internecie w postaci memów czy tweetów. Hasło to jako pierwszy wypowiedzieć miał w 2015 roku Martin O’Malley amerykański biały polityk działający na rzecz praw człowieka w odpowiedzi, czy też w kontrze, do ruchu Black Lives Matter powstałym w 2013 roku. Ruch Black Lives Matter zapoczątkowała działaczka społeczna Alicia Garza publikując na Facebooku “A love letter to black people” w odpowiedzi na kolejne uniewinnienie sprawcy zabójstwa nieuzbrojonego czarnego mężczyzny, właściwie nastolatka – 17-letniego Trayvona Martina w Sanford na Florydzie. Zabójca pełnił rolę strażnika obywatelskiego na chronionym osiedlu, a ofiara była gościem mieszkanki tego osiedla. 

W ostatnich latach w USA doszło do szeregu zabójstw nieuzbrojonych czarnych nastolatków i dorosłych, a sprawcami części z nich byli policjanci. Black Lives Matter jest ruchem sprzeciwu wobec brutalności policji wobec czarnych, profilowaniu etnicznemu przestępców, a więc przeciwko współczesnym formom rasizmu wobec czarnych. Black Lives Matter ma obecnie ponad 30 oddziałów w Stanach Zjednoczonych, a hasło “All Lives Matter” jest często odbierane jako niechęć do konfrontowania się z rasizmem wobec czarnych, jako schowanie go pod dywan poprzez wrzucenie do ogólnego worka z problemami trapiącymi ludzkość. Żadna analogia nie jest idealna, ale spróbuję mimo wszystko. Na polskim gruncie odpowiednikiem ruchu Black Lives Matter byłby ruch przeciwko przemocy domowej wobec kobiet, zaś ekwiwalentem kontrhasła “All Lives Matter” – stwierdzenie, że każdy może być ofiarą przemocy domowej (również mężczyzna).
Jeden z czarnych blogerów komentując to hasło w kontekście Harambe zatytułował swój artykuł “All Lives Matter When it’s a Black Gorilla, not a Black Man”. No właśnie. Tym bardziej więc prawa zwierząt powinny iść w parze z prawami człowieka, z wyczuciem wrażliwego kontekstu, jakim niewątpliwie w USA jest dyskryminacja czarnych obywateli i obywatelek.

Ilu spośród ludzi wściekłych na dyrekcję ogrodu zoologicznego, że zabiła, a nie uśpiła, goryla, żądałaby uśpienia, gdyby na wybiegu znalazło się ich dziecko? 

To pytanie pozostawię bez komentarza.
Walka o prawa zwierząt nie jest walką o wygodny i dobrze zabezpieczony wybieg dla hodowanych goryli. Nie jest też ustanawianiem hierarchii ważności życia zwierząt, gdzie na szczycie są zwierzęta należące do gatunków zagrożonych, potem zwierzęta domowe, a na końcu zwierzęta dzikie niezagrożonych gatunków i zwierzęta hodowane na mięso, skóry i futra czy dla mleka i jaj. Prawa zwierząt czerpią z ideologii praw człowieka, poszerzając krąg istot znaczących moralnie o czujące ból zwierzęta. Ból czuł Harambe, czuje go też każda krowa, świnia czy kura wieziona na rzeź. Nie ma między nimi różnicy co do podstawowych praw, podobnie jak nie ma różnicy między człowiekiem o wysokim i niskim IQ jeśli chodzi o podstawowe prawa człowieka.

Chcesz wiedzieć więcej?
1. Why was Harambe the Gorilla in a Zoo in the First Place?, Marc Bekoff, Scientific American (link)
2, The Matter of Black Lives, Jelani Cobb, New Yorker (link)
3.Here's Why It Hurts When People Say, "All Lives Matter", L-Mani S. Viney, Vanity Fair (link)
4. Why "All Lives Matter" Is Such a Perilous Phrase, Daniel Victor, New York Times (link)
5. All lives Matter When It's a Black Gorilla Not A Black Man, Antoine Allen, anoinespeaks.co.uk (link)
6. Moje poprzednie teksty związane z Harambe (link1, link2).

niedziela, 7 sierpnia 2016

Stereotypy o weganizmie: weganizm jest drogi

Od 1.01.2020 zapraszam na moją nową stronę Slowasawazne.pl

Przekonanie, że weganizm jest drogi jest podzielane najczęściej przez … niewegan. Nie ma w tym nic dziwnego, bo stereotypy najczęściej są utrzymywane przy życiu przez ludzi, którzy nie znają zbyt dobrze zjawiska poddawanego stereotypom. Ludzie ci patrzą na takie zjawisko z dystansu i nie poznają go bliżej. Następnie, opierając się na fragmentarycznych skojarzeniach, tworzą uogólnienia. Stereotyp jest gotowy. 

Mądrość ludowa głosi, że w każdym stereotypie jest ziarno prawdy. Choć mądrość ludowa nie zawsze ma rację, spróbujmy zobaczyć skąd bierze się to przekonanie o drożyźnie weganizmu.  Skoro autorami tego stereotypu są nieweganie, spójrzmy na weganizm także z ich perspektywy.

Każdy nieweganin je produkty odzwierzęce (to oczywiste) i rzadko je tak nazywa, dzieląc je raczej na mięso, wędliny, nabiał i jaja. Każdy nieweganin je też produkty roślinne (to mniej oczywiste) i rzadko je tak nazywa, mówiąc raczej o warzywach i owocach, pieczywie, makaronie, kaszach i ryżach; czasem przypomina sobie o orzechach (z podkategorią orzeszków ziemnych jako przekąską); z rzadka wspomina o pestkach słonecznika czy dyni. W książkach kucharskich tradycyjnej kuchni polskiej potrawy dzieli się na zupy, dania mięsne, mączne i jarskie oraz desery.

W większości niewegańskich dań kuchni polskiej miesza się składniki odzwierzęce z roślinnymi: w schabowym znajdzie się mięso ze świni, kurze jajko, mąka pszenna i olej słonecznikowy; w kanapkach - chleb pszenny lub żytni, ser krowi lub wędlina ze świni/kury, sałata i pomidor; w mizerii - ogórek i śmietana z krowiego mleka; w cieście pierogowym obok mąki pszennej nierzadko jajko, a w farszu pierogowym mięso ze zwierząt, szpinak często łączony ze śmietaną lub kapusta z grzybami czasem doprawiana tłuszczem ze świni. Skoro składniki odzwierzęce i roślinne mieszają się w różnych daniach, dla niewegan ostry podział "roślinne kontra zwierzęce" praktycznie nie istnieje. Kiedy mają spojrzeć na produkty żywnościowe dzieląc ją na te dwie grupy często mają z tym problem. Nie dlatego, że coś jest nie tak z ich inteligencją. Po prostu nie są przyzwyczajeni do myślenia takimi kategoriami.

W kuchni wegetariańskiej usuwa się mięso i wędliny, ale dania równie często pozostają mieszanką produktów odzwierzęcych i roślinnych: chleb z serem krowim i pomidorem, zupa pomidorowa zabielana krowią śmietaną, ciasto pierogowe z jajkiem, sałatka warzywna z sosem majonezowym (jajecznym) czy wiosenne nowalijki z sosem jogurtowym (jogurt z krowiego mleka). Wegetarianie nie odrzucają produktów odzwierzęcych; podnoszą alarm tylko w przypadku mięsa i innych części ciał zwierząt.

Wszystkie wyżej wymieniane produkty roślinne jedzone przez niewegan to równocześnie produkty wegańskie. Wymienię je raz jeszcze: kasza, ryż, makaron (w zasadzie zasługują na liczbę mnogą ze względu na różnorodność), fasola, groch, ciecierzyca, soczewica (rośliny strączkowe), inne warzywa (tu można wymieniać bez końca), owoce (również imponująca grupa) i wreszcie orzechy i pestki. Te produkty w większości są tanie, być może poza bardziej egzotycznymi nowościami. Kupowanie sezonowych warzyw i owoców pozwala korzystać z niskich cen, a poza sezonem wiele warzyw można kupić w mrożonkach.

Jednak kiedy nieweganie mówią, że weganizm jest drogi, nie odnoszą się do powyższych produktów, które stanowią 80-90 procent diety wegańskiej, ale do tych 10-20 procent produktów wegańskich,  których sami nie jedzą: tofu, wegańskiego mleka, jogurtów i gotowych zastępników mięsa i wędlin. Te produkty są faktycznie droższe od ich odzwierzęcych pierwowzorów - oto nasze ziarno prawdy. Ziarno to de facto ma rozmiar niewielki, ale rośnie w oczach tych, którzy na podstawie fragmentarycznych skojarzeń tworzą z niego główną oś znanego nam stereotypu.

Niemniej nawet w przypadku tych produktów sytuacja jest dynamiczna. Ich różnorodność na naszym rynku rośnie, ich ceny spadają. 10 lat temu można było dostać 1 rodzaj mleka roślinnego. W tej chwili dostępnych jest paręnaście rodzajów różnych producentów. Poza tym ilość gotowców w diecie roślinnej można różnicować. Niektórzy jedzą je często, inni nie jedzą ich w ogóle, jeszcze inni częściowo zastępują tańszymi produktami przygotowywanymi w domu: np. pasztetami i pastami na chleb. Tak na marginesie dopowiem, że gotowce, za wyjątkiem mleka sojowego i tofu, nie są specjalnie zdrowe. Lepiej jeść je z umiarem bazując jednak na zbożach (kasze, ryże, makarony pełnoziarniste), roślinach strączkowych, innych warzywach (szczególnie tych zielonolistnych), owocach i z dodatkiem orzechów i pestek.

Stereotyp “weganizm jest drogi” zawiera jeszcze jedną dezinformację: sprowadza weganizm do diety. Dieta stanowi dużą część weganizmu, ale bynajmniej na tym sprawa się nie kończy. Weganizm to unikanie produktów odzwierzęcych wynikające z szacunku wobec zwierząt i świadomości, że produkty te związane są z krzywdzeniem zwierząt (w tym z zabijaniem). Produkty odzwierzęce to nie tylko jedzenie, ale także ubrania zrobione ze skóry, wełny czy futra, a także usługi związane z wykorzystywaniem zwierząt: cyrk ze zwierzętami, jeździectwo, wyścigi konne, ogrody zoologiczne, delfinaria, hodowla i sprzedaż psów, kotów i innych zwierząt. 
Weganizm definiuje się bardziej jako unikanie niż nieużywanie produktów odzwierzęcych, bo żyjemy w świecie, gdzie eksploatacja zwierząt dzieje się na tak ogromną skalę (w Polsce zabija się w związku z produkcją spożywczą ponad 800 milionów ptaków i ssaków rocznie), że produkty tej eksploatacji znajdziemy nie tylko w sklepie spożywczym czy odzieżowym ale także w farbach, smarach, gumie czy asfalcie. Weganizm polega więc przede wszystkim na nieużywaniu produktów dla których bezpośrednio eksploatuje się zwierzęta: ciał zwierząt (mięsa, wędlin, skór, wełny, futer), mleka zwierząt i jego przetworów oraz jaj. Weganie nie płacą też za usługi związane z krzywdzeniem zwierząt (choć niektórzy mają problem z przyjęciem do wiadomości, że jeździectwo jest taką usługą).


Jeśli szacunek ma mieć jakiekolwiek znaczenie, musi oznaczać odmowę krzywdzenia. Nie mogę mówić, że szanuję zwierzęta, a następnie wyciągać portfel i płacić za ich eksploatację. Weganizm nie jest więc modą żywieniową, która na podstawie bliżej nieznanej teorii dietetycznej każe wyrzucić z diety nie tylko mięso, ale nabiał i jaja. Nieporozumieniem jest stawianie weganizmu w jednym szeregu z witarianizmem, dietą bezglutenową czy frutarianizmem. Weganizm jest postawą szacunku wobec zwierząt i odmową eksploatacji.


Weganizm jest odmową dyskryminacji ze względu na przynależność gatunkową, podobnie jak feminizm jest odmową dyskryminacji ze względu na przynależność do płci żeńskiej, czy antyrasizm – odmową dyskryminacji ze względu na przynależność do grupy nieposiadającej białego koloru skóry. Weganizm poszerza definicję “Innego” – tego, kogo można skrzywdzić dyskryminacją i prześladowaniem. Zwierzę zdolne do odczuwania bólu i cierpienia jest takim innym, w przeciwieństwie rośliny czy przedmiotu, których skrzywdzić się nie da.  Zamiast w dziale “kulinaria” stawiajmy weganizm w sekcji “sprawiedliwość społeczna”. Książki kucharskie są co najwyżej o diecie roślinnej.