sobota, 30 grudnia 2017

Jak skutecznie nie przejść na weganizm? Poradnik - część 1

Od 1.01.2020 zapraszam na moją nową stronę Slowasawazne.pl

Żyjemy w niespokojnych ideologicznie czasach. Google wyrzuca coraz więcej wyników dla słowa "weganizm". To zmiana ostatniej dekady. Coraz więcej ludzi zna przynajmniej jednego weganina lub wegankę. Menu w restauracjach coraz częściej zawiera dania oznaczone literką "V" (i nie chodzi tu o vendettę kucharza na niegrzecznych klientach). W większych miastach funkcjonują nawet całe lokale gastronomiczne, gdzie nie uświadczy się kotleta schabowego, piersi z kury czy nawet ryby, a do kawy dolewają tylko biały napój roślinny. Ktoś by pomyślał, że to żart, ale istnieją też "burgerownie", w których nie dostanie się ani kawałka prawdziwego mięsa czy sera, bo wszystko zrobione jest z roślin. O zgrozo, czasem można się nawet nie zorientować, że na talerzu pojawiło się coś wegańskiego, bo w takich miejscach oznaczeń w menu już nie ma! Zgroza wynika zaś z tego, że porządny nieweganin nie chce jeść wegańskich rzeczy i bratać się z jakąś obcą mu ideologią, która coraz śmielej wysuwa swoje macki. 

Dociekliwiec dopyta: a co z owocami, frytkami, ryżem, kaszą, grochem, fasolą, kapustą, marchewką, brokułem i orzeszkami ziemnymi (lista roślin jadalnych pozostaje niewyczerpana)? No dobra, nieweganin też je rośliny, ale nie będzie ich nazywał wegańskim jedzeniem. Wystarczą mu nazwy dotychczasowe.

Weganie narzekają, że do produkcji schabowego, nabiału i jajek krzywdzi się zwierzęta. Ewidentnie chcą nieweganom zagrać na emocjach, bo kto chciałby być sprawcą krzywdy zwierząt? Kto chciałby płacić za krzywdę zwierząt? Wiadomo, że nikt się do tego nie pali, ale nikt też nie chce rezygnować ze swoich od lat pielęgnowanych przyzwyczajeń, ulubionych smaków, sprawdzonych przepisów, gładko przebiegających spotkań z serwującą pyszny rosół babcią, częstującą sernikiem ciocią? Kto chciałby rezygnować z pięknego wełnianego płaszcza, eleganckich skórzanych butów, no kto? 

Dlatego rośnie potrzeba posiadania poręcznych, gotowych do natychmiastowego użycia, argumentów, które skutecznie bronić będą spokoju niewegan. Rośnie potrzeba kompleksowych wytycznych, które wrażliwym ludziom pozwolą pewnie i trwale nie przechodzić na weganizm. 



Wytyczna 1 Przypomnieć historię ludzkości lub przynajmniej lokalną tradycję

Praktycznie każdy myślący człowiek zastanawiając się nad historią ludzkości jest w stanie przywołać w wyobraźni postać człowieka - odważnego łowcy biegającego z dzidą za dużym zwierzem, najlepiej mamutem, czy też postać człowieka - łowcy spełnionego, opiekającego mięso nad ogniskiem. Nie należy oczywiście zapędzać się myślą do polowania na dinozaury, gdyż styczność człowieka i dinozaura miała miejsce tylko u Spielberga w „Jurassic Park”. Obraz człowieka-łowcy jest bardzo poręczny, choć równocześnie trzeba sobie zdawać sprawę, że człowiek był także zbieraczem jadalnych roślin. Zbieractwo to kładzie nam się trochę cieniem na idealnym obrazie mięsożernych ludzi prehistorycznych, ale nie ma argumentów idealnych. 

Przypominając historię ludzkości, musimy też niestety mieć na uwadze, że od zarania dziejów człowiek nie tylko jadł mięso (jego proporcjonalny udział w diecie pozostaje kwestią sporną), ale także robił różne inne rzeczy, które podkopują nam trochę sens opierania się na argumencie „ale człowiek zawsze…”. Są to na przykład rzeczy, których dziś nie pochwalamy, takie jak zabijanie ludzi, mimo że niewątpliwie należą do naszej historii i natury. Są to także rzeczy, które robimy dziś inaczej, przerywając niejako ciągłość historii, np. używamy kuchenek zamiast ogniska,  komunikujemy się nie tylko twarzą w twarz ale za pomocą komórek, zaś wiedzę nabywamy nie tylko od najbliższych, ale także w szkole i na internecie. 

Możemy oczywiście sięgnąć do nieco młodszej, lokalnej historii, choćby tej opisywanej w „Trylogii” Sienkiewicza. Przypomnimy komu trzeba, że prawdziwy Polak siada do stołu suto zastawionego mięsem. Trzeba jednak liczyć się z tym, że może nam zostać wytknięte, że Sienkiewicz opisywał zwyczaje grupy stanowiącej zaledwie drobny ułamek społeczeństwa, podczas gdy ponad 80 procent ludności żywiło się głównie zbożem i warzywami. Jednak, jako że dzisiejsza większość pochodzi od dawnej mniejszości (wszyscy mamy przecież szlacheckie korzenie), a chłopom pańszczyźnianym aż tak źle się dziać nie mogło, na co wskazuje dzisiejsze menu restauracji typu „Chłopskie jadło”, to może jakoś się obronimy tą naszą podkolorowaną historią przed inwazyjnymi zakusami weganizmu.

Wytyczna 2 Odwołać się do Ustawy o ochronie zwierząt 

Bardzo poręcznym argumentem jest istniejące prawo. Mamy w Polsce pięknie brzmiącą Ustawę o ochronie zwierząt, w której znęcanie się nad zwierzętami jest karalne – można dostać nawet wyrok więzienia. W ogóle sama nazwa powinna załatwić sprawę i zamknąć usta maruderom. Można co najwyżej zastanawiać się nad tym z jaką skutecznością realizowane jest to prawo, ale przecież wiadomo, że są też przepisy zabraniające zabijania, gwałcenia i okradania ludzi, a to się dzieje mimo wszystko. Po prostu nic nie jest doskonałe.  

Dodatkowo, zwierzęta są zabezpieczane przez kampanie dbające o ich dobrostan. Jest trochę organizacji zajmujących się właśnie dobrostanem zwierząt, a to dążących do zmiany prawa, a to zachęcających firmy do przechodzenia na przykład z jajek trójek na dwójki. Nie dość więc, że jest ta ustawa, to obserwujemy stały postęp i regularnie słyszymy o sukcesach tych organizacji. Życie nie jest idealne, ale można powiedzieć, że serce rośnie. I tylko ci weganie marudzą.

Niestety problemy pojawiają się przy nieco dokładniejszej lekturze tej ustawy i rozporządzeń, które są takimi dokładniejszymi wytycznymi dotyczącymi tego jak należy ze zwierzętami postępować. Okazuje się na przykład, że ruchliwe z natury zwierzęta jakimi są kury wolno trzymać w małych klatkach całe ich życie. Można też prowadzić selekcję hodowlaną w sposób, który sprowadza na zwierzęta choroby i cierpienie tylko po to, by na nich zarobić (np. zarabiać na olbrzymich laktacjach krów kosztem nawracających zapaleń wymienia) lub po to, by zaspokajać wrażenia estetyczne (np. cieszyć się płaskimi twarzami persów za cenę ich problemów z oddychaniem). Jak to się ma do zakazu znęcania się? 

Ustawa o ochronie zwierząt zabrania zabijania zwierząt, co jest w sumie logiczne. Ochrona powinna mieć jakieś minimalne standardy. Pojawiają się w niej jednak wyjątki. No dobra, wiadomo, eutanazja z przyczyn humanitarnych powinna być dozwolona, ale niestety są też inne punkty, których cele mają się słabo do głównych założeń ustawy (khm, a raczej w ogóle, bo większość wymienionych wyjątków dotyczy realizowania interesów ludzi) i sumują się na ponad 800 milionów zwierząt lądowych rocznie, nie licząc zwierząt wodnych. 

Organizacje dobrostanowe do tych swoich kampanii dodają tak krzepiące zdjęcia, że można zapomnieć przynajmniej na chwilę trochę niepokojące wnioski płynące z analizy Ustawy, która pierwotnie wzbudziła takie nadzieje. O ile prawo, wiadomo, zmienia się bardziej powoli, o tyle nadzieja we współpracy organizacji z korporacjami i to nie płonna, przecież już dziś obiecują zejście na jaja dwójki. Te szczęśliwe kurki w objęciach aktywistów, albo pławiące się w promieniach słońca na tle zielonej trawki. Ech, nieużyte wegany, spójrzcie sobie na to i zapamiętajcie. 

Niestety i tu dociekliwy człowiek nie zazna dłużej spokoju. Obraz zaczyna się sypać jak stary tynk z elewacji, kiedy przejrzymy Youtuba w poszukiwaniu filmów z ferm nieklatkowych. Trudno pogodzić wesołe obrazki kampanii z realiami tych ferm. Po drugie, korporacje mogą, ale nie muszą spełnić swoje obietnice, tym bardziej, że dają sobie na ich spełnienie często 5-10 lat. Pytanie, kto ich będzie wtedy sprawdzał, nie mówiąc już o pamiętaniu o złożonej obietnicy. A jeśli obietnicy nie spełnią, to jakie czekać na nich mają konsekwencje? Po trzecie wreszcie, wracamy do tej gorzkiej myśli, że to wszystko jednak z ochroną ma niewiele wspólnego.  Aby korzystać nadal spokojnie z tej wytycznej, trzeba jednak trzymać się bardzo ogólnych założeń Ustawy, którą rzadko kto szczegółowo analizuje, i kampanijnych obrazków, których związek z rzeczywistością mało kto sprawdza. Trzeba też zapomnieć, że sami dokonaliśmy tych sprawdzeń i analiz.

W kolejnym poście przedstawię parę dalszych wytycznych przewodnika. Jak widać argumentów idealnych nie ma, ale tak już jest skonstruowany ten świat, że posługujemy się tym, co mamy, a nie tym co najbardziej chcielibyśmy mieć.

Koniec części pierwszej. Część druga (LINK).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz